Wracałeś tu każdego dnia, wycierałeś buty i otwierałeś drzwi tylko po to, by pocałować w policzek swój własny świat, który mieścił się cały w grubych żelbetowych czterech ścianach. Za duży dres, wytarte kapcie, rozmowa normalna, a przecież tak bardzo wyjątkowa. To twoje miejsce, azyl i 38 metrów, które stały się olbrzymim poligonem do nieustannej walki z życiem, gdzie rozlokowałeś cały dostępny arsenał pozwalający strącać losu okrutnego pociski i strzały. Twierdza, opoka, która dawała wsparcie nawet gdy kolana już dawno krwawiły.

Dopisywanie synonimów

Przez lata Twoje miejsce obrastało synonimami: przyjaźń, miłość, szczęście, wolność, przeszłość, przyszłość, życie. Nic nie robiłeś na siłę, nie naciskałeś, do niczego się nie zmuszałeś. Po prostu tak wyszło, a Ty byłeś szczęśliwy jak wariat mając wszystko to na co czekałeś, wszystko to, co każdy chce otrzymać, na co czeka, nawet jeśli czasami sam nie chce się do tego przyznać. Byłeś farciarzem i co najważniejsze dokładnie zdawałeś sobie z tego sprawę. Ceniłeś każdą chwilę, bo czy przecież można inaczej?

Chciałeś do niego wracać…

bo nie wyobrażałeś sobie, że może być inaczej. Twój dom stał się również synonimem stałości, pewności, stabilnego jutra. Chciałeś do niego wracać, bo również nigdy nie poznałeś żadnej alternatywy. Nie chciałeś jej z kolei poznać, bo nie była Ci do niczego potrzebna. Przecież masz już wszystko, czego chcieć więcej? Po co szukać więcej, kiedy dostałeś tak wiele? Wszystko!

Gdy wali się dom.

Wstajesz rano do pracy tylko po to by poczuć jak belka wali Cię prosto w głowę i powala na podłogę. Widzisz otumaniony jak przewracają się kolejne półki i sypie się tynk ze ścian. Przywalają Cię upadające wspomnienia, że z bólu zaczynasz wyć jak wilk. Po ziemi walają gromadzone książki, albumy, podarte zdjęcia, fragmenty życia, strzępki wszystkiego co jeszcze niedawno było Twoim wczoraj, dzisiaj i jutrem. Teraz to jedynie fragmenty szkła, które wbijają się w całe ciało, gdy pękają kolejne okna.

Przed nadchodzącą śmiercią mija Ci całe życie przed oczami

Jajecznica na maśle, lekko ścięta, bez szynki, za to ze szczypiorkiem. Cotygodniowe zakupy, tysiące filmów i książek, wyjazdy na wakacje, lata wspólnego śmiechu i momenty smutku. Spotkania z przyjaciółmi i te cudowne chwile we dwoje. Plany, nadzieje, upadki i sukcesy. Wszystko dzielone razem, wszystko to widzisz każdego dnia i wtedy gdy budzisz się zlany potem o czwartej.

Zdradził Cię!

Przede wszystkim zdaj sobie sprawę, że to nie Ty. Przecież trzymałeś wszystko do końca i chociaż wierzyłeś, że się uda, to okazało się, że tak naprawdę nic nie zależało od Ciebie. Najczęściej to Ci, którzy dostali belką po głowie obwiniają się, że popełnili coś złego, czegoś nie dopilnowali. Ale to przecież tylko ta pieprzona belka! Co możesz poradzić, kiedy okazuje się, że dała o sobie znać jakaś wada w projekcie, którą pijany architekt życia ukrywał przez tak parszywie długi czas. Wiem, nie jest to łatwe, wprost przeciwnie do wmówienia sobie, że przecież mogłeś wszystkiego bardziej doglądać, codziennie sprawdzać dokładnie każdy kąt. Zadaj sobie wtedy jednak pytanie, jakim życiem byś żył? Kim byś się stał? Jestem przekonany, że nie Sobą, a to co starałbyś się tak mocno ochronić, runęłoby jeszcze szybciej.

Wywieź gruz!

Aby zacząć stawiać dom na nowo, musisz na początku wywieźć gruz, który nie przyda się nawet do utwardzenia podjazdu. Nigdy nie ufaj niczemu, co już raz się nie sprawdziło, co do końca podpierałeś plecami, tym bardziej jeżeli na końcu stawką jest Twoje życie. Pozbieraj wszystko, zapakuj w worki i wywieź na śmietnisko, a już najlepiej zamów dobrą ekipę sprzątającą. Jak długo można żyć mirażami przeszłości. Nadeszła pora, by zacząć malować nowe pejzaże. Pierwsze będą miały wszystkie odcienie szarości, ale paleta barw z czasem powinna się powiększać.

Nie wychodź na balkon!

Przed wyprowadzką staraj się już nie wychodzić na balkon. Pewnie dobrze pamiętasz ten ostatni papieros wypalony w niemym milczeniu, w piękną noc przy palącym skórę świetle księżyca. O tym też zapomnij.

Wyjdź, nie odwracaj się. I nie, czas nie leczy ran. Każdy kolejny krok oddala nas jednak od tego co było i przybliża do tego co może ewentualnie nadejść. Nigdy nie wiesz co to będzie, ale na pewno nie spotka Cię nic gorszego od kolejnego ciosu belką po skroni.

Oficjalnie i bez smutnych słów.

Dołóżcie swoją cegiełkę, bo zaczynam budować.