Uwaga, w tekście będę generalizował, potwornie generalizował i mówię to od razu, może być nawet z biciem. Tak jak szanuję „normalnych” użytkowników dróg, to szerokie pojęcie „rowerzysta” będzie tutaj wycelowane bezpośrednio w chamów na dwuśladzie, których niestety jest coraz więcej, bo i chyba wydaje im się, że mogą coraz więcej.

Ja Ci kurwa zadzwonię!

Nic, dosłownie nic nie wkurza mnie bardziej niż dzwoniący za plecami dziad, domagający się przejazdu na chodniku. Nie żebym szedł środkiem, wiązał buty podpierając się kulami z turystycznym plecakiem leżącym obok albo rozkładał mapę w poszukiwaniu znajdującego się tuż obok Rynku. Nie, idę prosto przed siebie, nikogo nie blokuję, a że rozmiarów jestem stosunkowo średnich nie robię też zatorów samym faktem pojawienia się na chodniku A ten kurwa nie pomyśli, zadzwoni. Bo co, bo mu się należy? Po pierwsze, szanowny rowerzysto, jesteś tutaj gościem.

 

Według przepisów rowerzysta może poruszać się po chodniku kiedy:

– jeśli jego szerokość przekracza 2 m, pojazdy na drodze poruszają się z prędkością większą niż 50 km/h oraz brakuje wydzielonej drogi dla rowerów. Na chodniku pieszy zawsze ma pierwszeństwo.

– w przypadku niesprzyjających warunków atmosferycznych, jak śnieg, ulewa, silny wiatr czy gołoledź.

– jadąc z dzieckiem mającym mniej niż 10 lat.

Więc może nie dzwoń, tylko zwolnij i nie mijaj, jadąc na pełnej, widząc jedynie świecącą chromem kierownicę swojej holenderki. Ewentualnie przeproś i uśmiechnij się kiedy pieszy ustąpi Ci swojego miejsca, które właśnie dla niego powstało. Chodnik, zgadnij od czego pochodzi do słowo? Jesteś tu gościem, więc jak już możesz to najzwyczajniej zjedź na drogę i strasz sobą samochody. Czy z samochodami już nie pójdzie tak łatwo?

Chodnik na niepogodę!

Zgadza się, bezpieczniej, ale czy ja będę czuł się bezpieczniej z kolejną przeszkodą na drodze. Walka ze śniegiem, deszczem, smogiem, wiatrem i do tego jeszcze rowerami. Jak nie urok to rowerzysta.

Mistrzowie dwóch kółek

Oczywiście nie można również zapomnieć o mistrzach dwóch kółek, z których kilku nie raz już wjechałoby mi do dupy, tworząc z niej całkiem przytulny garaż. Idioci, chodnik nie jest od podnoszenia kółek, podskakiwania, czy spełniania swoich innych, najbardziej wydumanych rowerowych potrzeb. I całkiem spoko, że sobie jeździcie, ale wydaje mi się, że można to robić gdzie indziej, a już na pewno nie na wąskich krakowskich chodnikach.

Ogarnijcie się!

W Krakowie jest naprawdę sporo ścieżek, a drogi są w miarę szerokie, tak że już naprawdę nie musicie rozjeżdżać nas po chodnikach, szczególnie, gdy nie ma jak przejść, a co dopiero przejechać rowerem. A jak boicie się jeździć drogami, to może rozważcie sens jakiejkolwiek jazdy? Poważnie! Rozwagi trochę życzę na każdy dzień.

PS. Tak, tekst powstał spontanicznie. Tak, tekst generalizował. Tak, ledwie uniknąłem śmierci i trochę mi wstyd bo nawet nie pod holenderką.