Agencja bólu dupy i swędzenia w rowie ogłasza pierwszy stopień zagrożenia gównoburzami, które falami nadciągają nad Polskę. Zła pogoda ma utrzymać się do momentu popuszczenia zwieraczy przez wszystkich mentalnych troglodytów wywołujących je swoim starczym tańcem gównodeszczu. Zgodnie z podaniami przekazywanymi przez najstarszych z nich, deszcze mają nie ustać dopóki coś nie pierdolnie: albo wszystko, albo chociaż ktoś…ich w głowę i to czymś ciężkim.

O Twardochu powiedziano już tak wiele, że jedyne z czego się cieszę to to, że tak wiele o nim powiedziano. Nareszcie w kontekście sukcesu, lansu, gwiazdorzenia mówi się o pisarzu, a nie pustej dziuni w różowym lateksie, mającej jedną piosenką i setkę operacji plastycznych na koncie. Jestem tak szczęśliwy jak nigdy. Życzę sobie tylko takich celebrytów, za których nie będę się musiał wstydzić. Nawet jeżeli ich nie znam, albo mam ich w nieznanych mi rejonach dupy.

Jacyś frustraci krzyczą o upadku zawodu pisarza, że Twardochowi ręki nie podadzą nawet nogą. Panowie pisarze, poczytajcie sobie trochę historii, a jak już Wam się nie chce, to sięgnijcie do bardziej znanej współczesności. I w jednej i w drugiej przykładów znajdziecie pod dostatkiem. Może nawet książkę o tym napiszecie i może tym razem ktoś ją kupi. Pisarze się nie sprzedają, pisarze to prawdziwe marki, które sprzedają. Albo przynajmniej powinny nimi być. Was boli, że nimi nie jesteście?

Panie Twardoch, gdybym miał nawet trochę więcej hajsu to by mnie Pan nawet namówił na kupno tego Merca. Bo to dobra reklama jest, gdzie wszystko się zgadza. Pan jest solidnym pisarzem i auto jest solidne. Pan, przynajmniej w mojej mojej opinii, jest już klasykiem i Mercedes, no tu już się chyba wszyscy zgodzimy, klasykiem jest bez dwóch zdań. Do tego dobrze Pan wygląda i potrafi się dobrze wypowiedzieć, co nie jest znowu takie powszechne nawet wśród uznanych współczesnych polskich pisarzy. No jak tu nie klikać.

Trzymać tak dalej, bo takie reklamy to ja lubię.