Jak ma zapomnieć dziewczynę o włosach koloru trzech liści ten, który w listopadowym parku próbował zapomnieć raz pierwszy. Nawet kiedy świat jest cały w bieli, w rzeczywistości nadal pozostaje w kolorach złotego brązu, w podmuchach chłodnego ciepła i najpiękniejszego uśmiechu. Ławka jest wciąż zajęta, a żar widoczny w szarówce dnia, niczym światło latarni wygaszane przez pijanego latarnika, wskazuje mu kierunek, który prowadzi wprost ku mieliźnie. Dlatego spokojny o swój los wyciąga kolejnego papierosa. Mocne pierwsze zaciągnięcie, oczekiwane silne uderzenie nikotyny i spokojny głęboki wydech. Wraz z dymem unosi się woń tytoniu i  ciężki zapach wypalających się w głowie myśli.

Rodzimy się po to, by kochać

Rodzimy się po to, by kochać. Tak bardzo, jak bardzo byśmy temu codziennie zaprzeczali. Kochamy najsilniej po to, by żyć najmocniej, a żyjemy, by umrzeć kochani, najsilniej.

Kochając zapominamy o nas samych, o naszych obawach, strachach, wadach. Żyjemy nadzieją, nawet tą nieznośnie krótkotrwałą i skazaną na porażkę. Wskakujemy ślepo na główkę do basenu uczuć, a pierwszej lekcji pływania uczymy się wraz z każdym haustem zimnej wody w ustach. Chlor ma wtedy dobry posmak szczęścia, więc nikt nawet nie woła ratownika. Wszystko by przecież popsuł! Radzimy sobie na własną rękę, podtapiając się radośnie trzy metry od brzegu w tłumie kompletnie obojętnych ludzi.

Ludzie! Człowiek się topi!

Czasami bardzo prosto jest przy tym zapomnieć, że każdy z nas rzeczywiście może utonąć. Przyzwyczailiśmy się już do życia na pół oddechu, codziennej walki ze stworzonym na potrzeby chwili sobą samym, z własnymi  słabościami, które, jakbyśmy nie chcieli, same nie znikną. Przynajmniej nie w takim tempie, którego oczekujemy. Tak jak nie zmienimy się z dnia na dzień, tak z drugiej strony nie zmusimy nikogo do uczuć, nawet jakbyśmy w tydzień nauczyli się skoku z trampoliny. Więc zaczynamy płynąć, ale już wolniej, bez wiary, z czasem nie wiedząc już po co to robimy i nie rozumiejąc, jak ktoś może tego nie dostrzegać. Przecież tak bardzo się męczymy i tyle trudu przynosi nam machanie rękami na oślep.

Warto wziąć prysznic?

Może więc wyjść z wody i spojrzeć na jej powierzchnię z innej perspektywy. Wziąć prysznic i zmyć z siebie wszelkie oczekiwania i obawy. Spojrzeć w lustro i sprawdzić, czy na twarzy nadal widać ten sam uśmiech, który szczerzył się przed skokiem. Jeżeli nie, to może sięgnąć po ręcznik, potem zebrać wszystkie rzeczy i wyjść? Przecież tak łatwo można wszystko zostawić za sobą. Brak walki oznacza przecież sukces. Prawda?

Utop się!

Sięga do paczki po kolejnego papierosa. Pusta. Wstaje i rusza do najbliższego kiosku, po drodze mijając pływalnię, której nie odwiedzał już od kilku miesięcy. Zresztą po co? Nigdy  nie nauczył się przecież pływać. Zrezygnował zanim nawet zobaczył, czy tak naprawdę umie i czy w ogóle jest sens pokonywać kolejne długości basenu. Zamiast haustu chlorowanej wody wciąga dzisiaj głęboko kolejne obłoki papierosowego dymu. Wszystko po to, by budząc się w nocy i bezgłośnie łapiąc powietrze, próbować wykrzyczeć nieustannie to samo imię.