Najbardziej inteligentny człowiek potrafi zwieść się dobrze prowadzonej socjotechnice, nad którą specjaliści pracują latami, z każdym rokiem nabierając jedynie doświadczenia w trzymaniu mas na krótkim sznurku propagandy. Marchewka i kij latają nad głową Rosjan aż miło, a ludzie nie czują nawet delikatnych podmuchów wiatru.

Duma z Narodu

Kluczem jest tutaj Duma z Narodu pisanego wielką literą, bo i wielka litera ma tu znaczenie najistotniejsze. Nieważne jak jest, byle nas się bali. Nie mam co jeść? Walonki wytarte? Nieważne, liczy się to, że postawiliśmy się Amerykanom i latamy nad Syrią plując im prosto w butną jankeską twarz. Duma z własnego narodu nie powinna być postrzegana jako coś nacechowane negatywnie, ale jak wiemy ślepa wiara w ideologię nigdy nie kończyła się niczym dobrym.

Przykład idzie z góry

Postawa „Dumnego z Narodu” nie jest wśród Rosjan dominująca, ale jest społecznie zaakceptowana jako ogólnie obowiązująca. Ci, którzy myślą inaczej, mogą oczywiście wygłaszać swoje poglądy otwarcie, ale byłoby dobrze, gdyby robili to w gronie znajomych, a już najlepiej w kręgu najbliższych przyjaciół. Oczywiście bez przyczyny, ot tak po prostu. Naturalnie są przykłady przyjaciół, którzy znają się od lat, wypili ze sobą morze wódki i pomimo skrajnych różnic poglądowych jakoś się jeszcze nie pozabijali. Znam ludzi, stojących po skrajnych stronach barykady, którzy potrafią przejechać spontanicznie dla dobrej imprezy trasę Moskwa-Petersburg i kwestie polityczne zostawiają za drzwiami przedziału. To też jest jakeś wyjście, a przynajmniej na trzeźwo i do czasu. Trochę więcej niż odrobina alkoholu, o co nie trudno, potrafiła jednak rozwiązać języki i wtedy dopiero się działo.

Zderzenie dwóch skrajnych ideologii, które nigdy się nie spotkają. Kurwy nadciągały falami i z siłą monsunu rozbijały się o mur znieczulenia i rosnącego wkurwienia.

Polski rozumem nie ogarniesz

Pisałem ten tekst po wyjeździe do Rosji, myślami będąc w Rosji i przed oczami mając Rosjan i moich rosyjskich znajomych. Dzisiaj taki tekst, po lekkich poprawkach odnośnie relacji pociągów (o różnicach reżimowych pisałem tutaj), mógłbym bez problemu napisać o Polsce i Polakach. Bo choć w Polsce można mówić co się chce, to czasami najzwyczajniej bez sensu jest się odzywać. Po co? Wiesz, że nikogo nie przekonasz, wiesz, że coraz trudniej jest w Polsce rozmawiać o codzienności bez nagłego popadania w skrajności. Coraz mniej racjonalności, coraz więcej urojeń i wykrzywionych argumentów pochodzących ze ściśniętego dupska.

Marsze w obronie czegoś, czego braku całkowicie nie zauważa druga strona. Marsze by zmieniło się coś, czego nie mogą zrozumieć Ci pierwsi. Argument przeciwny oczekiwaniom traktowany jest jako jawny atak. Smutno się robi, gdy coraz częściej w zachowaniach wielu osób widzę autocenzurę. Nikt nam nie musi niczego zabraniać, my sami doskonale zadbamy o to najlepiej. Reżim, którego nie było, powstaje na naszych oczach.