Napawa mnie duma. Polacy nareszcie wyszli na ulice i z flagą w ręku bronią ciemiężonej demokracji. Przed moimi oczami widzę ludzi, który za cel najwyższy stawiają sobie dobro kraju, za nic mając partykularne interesy. Tłamszeni od lat przez wojskową juntę postanowili nareszcie podnieść rękę na znienawidzony reżim i oto są, współcześni herosi, siłacze, rycerze z lśniącym opornikiem w klapie. Zjechali się z całego kraju, bo być może będzie to ich ostatnia demonstracja. Wojsko i ciężki sprzęt wyprowadzone na ulice nie dają żadnych nadziei. Zapamiętajmy nazwiska tych bohaterów, zwykłych Polaków: Kowalskiego, Nowaka,

Giertycha, Nowackiej, Kalisza, Kosiniak-Kamysza, Neumanna i Petru.

Nigdy nie lubiłem pierwszego Pana, ale widząc go na czele demonstracji nie mogłem powstrzymać się od ironicznego uśmiechu. Cóż za zmiana, odżegnywany niegdyś od czci i wiary przez ludzi, z którymi tak dumnie kroczył dzisiaj w obronie gwałconej demokracji. Czy to są te podwaliny społeczeństwa obywatelskiego? Pani, którą ostatnie wybory pozbawiły raczej prawa do robienia za głos ludu, Rysiu władca tabloidów, przywódca partii od dawna gnijącej, lider partii przegranej i rozpadającej  się oraz prezes partii swojego nazwiska, o której ciągle nie mogę nic powiedzieć więcej ponad to, że ma kropkę w nazwie. Swoją drogą Nowacka, wołająca podczas swoich pięciu minut, o jej walce o Solidarność musiała się ewidentnie przejęzyczyć równie mocno jak ludzie porównujący nieustannie KOD do KOR.

Wielkość nie ma znaczenia

To ile osób poszło w demonstracji nie ma najmniejszego znaczenia. Dwa tysiące, trzy, od dwunastu do dwudziestu, jak mówi Policja, czy dwieście jak śmiało policzyła Wyborcza. Zamieszanie, które jest tworzone wokoło przemarszu nijak ma się do jakiejkolwiek liczby. W każdym przypadku trzeba zdać sobie sprawę, że jest to jednak zaledwie ułamek społeczeństwa, które ma o sobie jednak tak duże mniemanie, że bez większego skrępowania twierdzi, że…

Na ulice wyszli normalni ludzie

Bo wicie, rozumicie, jeżeli nie czujecie na plecach zimnego oddechu prezesa oznacza żeście nienormalni, mohery no i zwykły beton, mentalny, plebs, a demokracji to wy w ogóle nie szanujecie. Tylko normalni, zwykli ludzie dostrzegają zagrożenie, które narasta każdego dnia, a czarne chmury znad Wiejskiej zaciągają się na całą Polskę. Ci normalnie ludzie bardzo lubią również uwłaczać samym sobie i uważać siebie za gorszych. Ot tak dla sportu chyba nazwać się najgorszym sortem Polaków, by z dumą obnosić się później z tym hasłem. Mam nadzieję, że z podobnym zrozumieniem nie przeczytali wszystkich kodeksów i ustaw w obronie których z taką odwagą występują. Obawiam się jednak, że niestety, tak mogło być. Słowa Kaczyńskiego, które tworzą i zamykają zarazem cały problem, zamykają się zaledwie w siedmiu krótkich zdaniach. Co znaczy siedem zdań przy chociażby 139 artykułach Ustawy o Trybunale Konstytucyjnym Przyjrzyjmy się zadem wycinkowi nienawistnej mowy prezesa:

To się powtarza. Ten nawyk donoszenia na Polskę zagranicą. W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. I to jest właśnie nawiązywanie do tego. To jest jakby w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków. Ten najgorszy sort Polaków jest w tej chwili niesłychanie aktywny, bo czuje się zagrożony. Wojna, komunizm,  a później przeprowadzona transformacja ten typ promowała.

Nie wiem jak przyjmie to większość „najgorszego sortu”, ale przede wszystkim nie tylko nie o Was mówił prezes, ale też niestety za krótcy jesteśce, by pod móc pod ten sort podpadać. Sorry, taki mamy zasięg. Ograniczcie zatem podbudowywanie swojego ego do szerokich organicznych wpływów na Facebooku i nie dajcie się zwodzić za nos pojawiającymi się artykułami, które łykacie po samym tytule i udostępniacie bo tak trzeba. Na złość Kaczyńskiemu udostępnię artykuł Wyborczej. Kaczyński i reszta ma to pewnie głęboko, a Wy proszę nie starajcie się na siłę aspirować do tego „szacownego” grona, o którym w rzeczywistości mówił prezes. Naprawdę nikt nie chciałby się w nim znaleźć, bo doraźne zaszczyty, co pokazuje historia, zawsze miały fatalny koniec. Przede wszystkim warto jednak próbować zrozumieć, co jak widać nie jest takie proste jak mogłoby się wydawać.