Powiedzmy wprost, skazanym na przegraną w kampanii prezydenckiej powinien być z punktu widzenia wyborców Bronisław Komorowski.

Urzędujący prezydent jeszcze przed pierwszą turą stwierdził, że kampania prezydencka powinna trwać jedynie dwa tygodnie. DWA TYGODNIE. Przez ten czas nie doczekalibyśmy nawet pięciozłotowej obniżki biletu miesięcznego dla dziesięcioosobowej rodziny z zarobkami nie przekraczającymi 300 zł na osobę. A tak minęło kilka kolejnych tygodni i doczekaliśmy się sytuacji, którą naprawdę można nazwać prawdziwym cudem nad urną.

Obiecali nam JOW-y,

Obiecali referenda,

Obiecali zwiększenie kwoty wolnej od podatku,

Obiecali zmianę systemu podatkowego na proobywatelski

Obiecali obniżenie wieku emerytalnego.

Słyszę, że Pan Jacek chce dotacji do porcelanowych trójek? Przyjąłem.

Pani Ania woła o refundację przeciwsłonecznych Ray-Banów? Się załatwi.

Ja apeluję o dofinansowanie do lajków.

Jeżeli macie jakieś prośby, zażalenia, wnioski, piszcie w komentarzach. Ciągle zostało kilka dni, coś się załatwi.

Jeszcze tydzień kampanii i Sikorski na własnych barkach przyniósłby ze Smoleńska wrak Tupolewa, a Kaczyński zakopałby Macierewicza kilkanaście metrów pod ziemią, schowanego w tym samym sejfie, w którym trzyma go kilka ostatnich tygodni. Nie da się? Pewnie, że się da. I jaki byłby z tego pożytek!

I niech mi chociaż do lajków dołożą, nareszcie zobaczę realne efekty zmiany politycznej.

Jakie wnioski można wyciągnąć z tej kampanii? Przede wszystkim zawsze musimy zadbać o to, by doprowadzić do drugiej tury. Okazuje się, że przy okazji wyborów możemy również zyskać coś i my. Wiem, że to trochę bez sensu, bo jak wiadomo wybory są dla polityków, ale paradoksy chodzą po ludziach.