Pierwszego dnia nie mogę złapać oddechu, biegam, rzucam się, chciałbym być wszędzie, zobaczyć wszystko, odwiedzić stare kąty, przejrzeć nowe, zjeść w restauracjach, w których bywam od lat i skreślić kolejną pozycję z długiej listy miejsc do sprawdzenia. Co najważniejsze, nie tylko staram się to zrobić, ale również robię. Pierwszy dzień to jedna wielka pogoń za chwilą, za chwytaniem momentów, po której którym padam na twarz i nadal wydaje mi się, że nie widziałem nic. Tak jest zawsze. Szkoda godzin, minut, sekund, trzeba iść, iść, iść, widzieć, słyszeć, czuć, rozglądać się, wyciągać szyję, dotykać, szukać. Przysiąść? Nie! Obiad w drodze. Głowa do góry, głowa na dół, bruk, dach, twarz, drzewo, tramwaj. Muszę się zmęczyć na tyle, że nogi ledwie co prowadzą mnie do hotelu, albo to już raczej ja prowadzę je wyłącznie siłą woli. Śpię krótko, żałuję go sobie, odmawiam.

Potem przychodzi uspokojenie. Kawa. Zawsze w tym Miejscu w tym samym miejscu. Idę powoli, dolatują mnie strzępki rozmów, skrawki zapachów, które łączą się w cudowną księgę miasta. Czytam ją wolno. Nigdy nie byłem i nie zostanę mistrzem szybkiego czytania. Nie widzę w tym sensu i wolę powoli przewracać stronę za stroną. Biorę głęboki wdech. Drugi dzień to wizyta w najpiękniejszej bibliotece, z której półek z pieczołowitością ściągam kolejne dzieła. Przecieram kurze i moszczę się wygodnie bo przecież znów pewnie czeka mnie długa noc, ale tym razem w świetle lampy gazowej, płonie wolno. Mi też się nigdzie mi śpieszy.

Wyjeżdżam i czuję się zmęczony. Pożegnanie męczy tak bardzo jak wszystkie kilometry, które tak przyjemnie czuć w nogach. Po powrocie do codzienności ściągam buty. Dom, słodki dom. Patrzę na stojący obok plecak i już wiem, że mógłbym go założyć raz jeszcze.

Każdy ma swoje Miejsce do którego wraca, często nawet takie do którego wraca, chociaż nigdy tam nie był. Miejsce ma wiele nazw, a znalezienie go daje spokój i przynosi nieuleczalną, najgorszą z chorób. By wpaść na pomysł odkrycia leku na nią nikt się nawet nigdy nie odważy. Wystarczy tylko trafić w dobre miejsce.