Powstanie gimnazjum było jeszcze do niedawna najgłupszym pomysłem jaki mógł przytrafić się polskiej edukacji. Jako jednego z z królików eksperymentalnych, zwiedziono mnie pod koniec lat dziewięćdziesiątych mirażami żółtych autobusów dowożących na zajęcia, sal wypełnionych najlepszym sprzętem komputerowym zza Oceanu, profilowanymi klasami etc. Miała do nas zawitać Ameryka, z Ameryki dostaliśmy tylko gumy balonowe w sklepiku szkolnym.
Z czasem kolejka idiotyzmów zaczęła się wydłużać. Nowa matura, brak egzaminów wstępnych na studia. Wszystkie zmiany miałem okazję sprawdzić na własnej skórze i pamiętam je z najgorszej strony.
Ostatnia propozycja Ministry Oświaty przekroczyła jednak najbardziej wyśrubowane granice głupoty.
Piątka z wuefu prawem, a nie towarem. Czy się stoi, czy się leży piątka z wuefu się należy. Na początku ocenimy tylko za co taką piątkę możemy postawić, a później będziemy stawiać. Plan zdawałoby się genialny w swojej prostocie.
I niby jak będzie się określać możliwości uczniów? Wystarczy głębokie spojrzenie w oczy mentalisty-wuefisty? Adin, dwa, tri, czotiry, puknięcie w czoło i już wiadomo, że Janek może maksymalnie zrobić trzy pompki, Zośka pięć przysiadów, a Jacek to dłużej niż 500 metrów nie pobiegnie. A jak będzie chciał biec dłużej, huncwot jeden, to on już popamięta. Ze szkołą się nie zadziera. I niech tam sam po szkole nigdzie nie biega, bo się poza tabelkę wyłamie i kto to będzie później liczył.
„Znamy sytuacje, że dziecko ze wszystkich przedmiotów ma szóstki, a z WF tróję, więc sami rodzice proszą o zwolnienie z lekcji, żeby słabsza ocena nie psuła mu średniej”.
To chyba całkiem normalne, że z jednego przedmiotu można być dobrym, a z drugiego gorszym. Można poprosić o zwolnienie z matematyki, czy z polskiego? Ja to najchętniej gdy jeszcze chodziłem do szkoły, poprosiłbym o zwolnienie z połowy przedmiotów. Wszystko to jednak pozostawało w sferze marzeń. A dzisiaj, proszę, czarno na białym, z ministerialnym podpisem.
„Nie jest winą dziecka, że fikołki robi wolniej albo gorzej. Dlatego tak przygotowujemy to rozporządzenie, żeby doceniany był wysiłek, chęci, a nie sposób zrobienia tego fikołka”.
Tak, to nie jest jego winą. Nie jest również jego winą, że nie urodził się Teslą, Kopernikiem czy Szekspirem i nie napiernicza wzorów czy dzieł zmieniających oblicze świata. Nie każdy rodzi się stworzony do wszystkiego. Nie każdy musi również w każdej dziedzinie osiągnąć „international level”. Jakby mnie oceniali za wysiłek podczas robienia dziwnych obliczeń pod tablicą to poniżej piątki bym nie schodził. Lało się ze mnie jak po zaliczeniu wszystkich skoków, przewrotów, biegów, rzutów razem wziętych. To była prawdziwa szkoła życia. Pamiętam ją do dzisiaj, i dobrze. Bo przy okazji doceniam jak bardzo cieszyła mnie każda dwója.
„To mają być zajęcia, do których dzieci przystępują chętnie. To nie mają być zajęcia eliminujące fizycznie słabszych”
Jak szedłem na matematykę dostawałem skrętu kiszek. Bałem się całek równie mocno, co niektórzy fikołków, ale, koniec końców, musiałem się ich nauczyć. Jakby wszystko w życiu mogło być tak proste, że gdy staje się trudne, to ktoś na górze mówi:
– O nie, nie. To jest zbyt trudne, by wszyscy mogli to robić. Musimy to trochę uprościć, by każdy mógł zostać fizykiem jądrowym.
Nie twórzmy dla dzieciaków jakiś dziwnych enklaw, bo jak później dostaną od życia po dupie, to siniaki długo im z tyłków nie zejdą.
Nie chodzi mi już nawet o to, że na naszych oczach będzie dorastało pokolenie fizycznych nieudaczników. Nikt z nikogo nigdy sportowca na siłę nie zrobił, ale nie myślałem, że dysgrafiach, dysortografiach, dyskalkuliach i innej dyspladze, przyjdzie czas na dysfizyczność.
Tyle krzyczy się o tym, jak bardzo potrzebny jest ruch fizyczny. Ilość biegaczy na metr kwadratowy wzrasta z tygodnia na tydzień. Kilka przysiadów więcej jeszcze nikogo nie zabiło, a zabicie ducha rywalizacji, owszem. Tworząc równe dla wszystkich wymagania zapomina się, że człowiek traci przy tym część siebie. Każdy chce być najlepszy. Każdy powinien do tego dążyć. Takie zachowanie od wieków napędzało naszą cywilizację i akurat przy tym nie powinniśmy majstrować. Pokazywanie, że bycie gorszym oznacza bycie lepszym, że gdy coś jest za trudne, to zrobi się tak, że będzie łatwiejsze i wszyscy będą zadowoleni nie jest drogą donikąd. Jest drogą ku przepaści.