Pozwólcie, że opowiem Wam, krótką, trzęsącą się, historię. Będzie to moja podróż za jeden uśmiech, czy też kaszlnięcie, jak kto woli. W rolach głównych sami siebie obsadzili polski żul i bierna publiczność. Miasto-Kraków, kraj-Polska-jeden z ostatnich bastionów opierających się coronawirusowi.

Z zadumy nad sensem obrony przed coronawirusem w dobie przemieszczania się transportem publicznym, wyrwały mnie ryki rzężącego Pana.

– Mógłby pan zasłaniać usta jak pan kaszle na wszystkie strony? – dość grzecznie zapytała staruszka.

– Oczywiście, oczywiście, przepraszam.

Aż się zdziwiłem, bo zapach Pana, na kulturę nawet tę niską, nie wskazywał. Chwila zastanowienia i łyk ciepłego piwa zbudowały już jednak w nim zdecydowanie mocniejsze zdanie.

– Ja po robocie. To nie wirusowe. Rozumiesz? Nie zarazisz się! Rozumiesz?!

– No tak, tak, ale, ale to tak zwyczajowo jest, że się zasłania.

– Mnie kaszle pyłem, kurwa, kminisz, kurwa? Nawet jakbym zasłaniał, to bym nie zaraził! Rozumiesz? To po robocie!

To że Pan porobiony był, temu nikt nie zaprzeczy. Prawdziwy samotny rycerz, prowadzący nierówna walkę na miarę naszych czasów! Później już, sapiąc bitewnie, napomknął coś tylko o wypierdalaniu z tramwaju i łamaniu rąk. To był ten mityczny ferwor walki. To już Żul-berserk się Panu włączył. Koronaberserk, który jest nam potrzebny w czasie nadchodzącego kryzysu. Pani kaszle? No to wypierdalać! Pan kaszle? Ale to mnie kaszle, bo po robocie. Siedź, trzymaj piwko! Pan zdrowy? Tak. To do domu mi tu szybciutko w maseczce, bo golenie połamię! Szybka selekcja, podparta zdobywaną latami niewiedzą. Pozdrawiam z, tryskającego zdrowymi iskrami emocji, tramwaju numer 24.

Maseczki, żele i polewanie się alkoholem

Patrząc na to co dzieje się w mediach, można dojść do wniosku, że mój tramwajowy wagonik jest tylko jednym z trybików, który radośnie napędzają machinę koronawirusowej narracji. Mamy w niej wielu żulików, którzy, chcą coś na niej ugrać i wręcz czekają na pierwsze, potwierdzone zachorowanie. Wtedy będą mogli obwieścić rozemocjonowanym głosem, powstrzymywane dotąd z trudem, radosne „a nie mówiłem!” i zabrać się za coś, na czym totalnie się nie znają. W dokładnie ten sam dziki sposób, jak Pan wojownik z tramwaju. Ileż też osób, o ile nie jest to większość, totalnie nie wie co się dzieje. No bo przecież zasłonięcie dłonią ust rozwiąże wszelkie problemy. Nagłówki tekstów nie dają żadnych odpowiedzi, poza tym, że liczba ofiar rośnie, a ręce myć trzeba. To zwykła grypa! To światowa pandemia! Maseczki nic nie pomagają! Ręce myjemy alkoholem, byle tylko go nie pić, bo to nie pomaga hehehe. Brakuje tylko młodego Hajzera, który zademonstrowałby na wizji objawy choroby.

Wszyscy toczymy się radośnie do przodu po wykrzywionych szynach. Stoimy i podrygujemy w rytm narracji, która powoli zaczyna już nużyć, tak jak monotonia dźwięków toczącego się tramwaju. Nie wiemy co jest za zakrętem, ale wiemy, że coś tam być musi. I to jest właśnie najgorsze. Jedni odwołują wakacje, czyszczą półki w Biedronkach i głoszą wszem nasz marny koniec. Drudzy z kolei mają na to wywalone, bo to przecież tylko odrobinę silniejsza grypa. Niech się tylko starzy i słabi boją, bo tych młodych i silnych to nic nie ruszy. Po miastach poruszają się zwarte szeregi w maseczkach, z których „bezmaseczkowcy” śmieją się, że co najwyżej mogą się w nich podusić. W mediach pojawiają suche wzmianki o kolejnych krajach, w których wykryto wirus, o kontrolach na lotniskach (lub ich braku), a na stronie internetowej możemy śledzić rozszerzanie się choroby online. Czy to nas do czegoś przygotowuje, uczy? Dla mnie przypomina to bardziej próbę bycia jak Messi, na podstawię oglądania powtórek kompilacji jego tricków. Możemy zostać wybitnymi teoretykami, ale w rzeczywistości będziemy się tylko kopać po czole.

I tylko ceny rosną…

Jedyne co jest pewne, to wzrost cen maseczek, puste półki po żelach antybakteryjnych i totalny brak wiedzy czym jest ten cały koronawirus i jak się przed nim bronić. Padają kolejne pytania, pojawiają się mniej lub bardziej śmieszne memy, a my finalnie nadal nic nie wiemy. Nie oceniam ludzi w maseczkach, ani tych, którzy właśnie bukują loty do Chin, bo zrobiło się taniej. Każdy z nich ma swoją rację i każdy ocenia sytuację po swojemu. Pytanie tylko, czy w przypadku tak potencjalnie groźnej choroby powinno to właśnie tak wyglądać?