Wydawałoby się, że świat się zmniejszył, że dostęp do najróżniejszych mediów i wiadomości uderzających w nas z każdej możliwej strony spowodował, że niewiele rzeczy potrafi nas jeszcze zaskoczyć. W październiku top newsem jest informacja o pierwszym śniegu w Kalifornii. Pewne informacje są ważniejsze, drugie mniej ważne, a większość z nich jest najzwyczajniej pomijana. Dlaczego nie pisać o opadzie śniegu w Nowosybirsku, albo o tym, że śnieg nie pada tam już od tygodnia, a wcześniej padał przez miesiąc i zasypał stodołę Pani Wali. No bo jak tu nie zwrócić uwagę na olbrzymią tragedię biednej kobiety, której po zawaleniu się dachu zamokło całe, przetrzymywane na zimę, zboże. Tragedia. Głód zawita do drzwi Pani Wali.

W codziennym potoku informacji zatracana jest jednostka. Zatracani są ludzie, to jak chodzą do sklepu, robią zakupy, spotykają się na ulicy ze znajomymi, w jaki sposób odpoczywają po całym dniu pracy i co robią w czasie wolnym. Jak inaczej można poznać człowieka? Wcielmy się zatem przez moment w rolę przeciętnego kijowskiego Saszy, emigranta zarobkowego z zachodniej Ukrainy.

shutterstock_282699335

Zamykamy za sobą drzwi mieszkania na 9 piętrze posowieckiego bloku i zjeżdżamy windą na parter, bądź wedle ichniejszej terminologii 1 piętro. Po drodze trochę trzęście, ale w tym tygodniu przynajmniej jakoś jeździ. Wychodzimy z klatki i zaraz za rogiem kupujemy kawę ze stojącego na chodniku samochodu. Zawartość kubka jest równie parszywa co jego cena. Wchodzimy do sklepu i mimo wszystko ciągle dziwimy się, że w kraju o najlepszym glebach na świecie marchewki przypominają buraki cukrowe, a pomidory wyglądają jakby przeszły już pierwszą fazę przeróbki na przecier. Ceny mięsa, zdumiewające nawet najlepiej sytuowanego europejczyka, u nas wywołują jedynie ironiczny uśmiech (no popatrz, a jednak mogło być gorzej…). Pół biedy gdyby cena szła jeszcze w parze z jakością. Tutaj wybieramy pomiędzy wyrobami, które przynajmniej częściowo mają coś wspólnego ze zwierzętami, a cudami współczesnej nauki: mieszankami specyfików chemicznych z przemielonymi kopytami, ozorami, ogonami i co tam jeszcze zamarzyło się ukraińskiemu masażowi. Na zakończenie dziękujemy producentowi puszek, który zapobiegliwie nie umieścił na opakowaniu zawartości mięsa w mięsie. Po co się denerwować. Lepiej dalej spokojnie żyć w kraju mięsnej iluzji.

Na koniec sięgamy jeszcze po wódkę i papierosy. Fajki kosztują tutaj grosze – dwa dolary, a po ich wypaleniu filtr jest cały czarny od niezidentyfikowanego osadu. Wódka i papierosy zawsze były tanie, chociaż ostatnio także i ich ceny idą systematycznie w górę. Ostoja systemów totalitarnych, ogłupiacze narodu i opium dla mas – wódka i papierosy, były środkiem do rozwiązywanie problemów już od czasów carskich. W celu stłumienia antyrządowych nastrojów Elżbieta II pozwoliła każdemu Rosjaninowi na domową produkcję samogonu. Oczywiście tylko na własny użytek. Wystarczyło, sytuacja została opanowana.

Przed wyjściem szukamy jeszcze gazety w języku, za który nasz dziadek oddał życie jako polityczny i najczęściej po krótkiej odpowiedzi takowa niet odchodzimy z niczym. No bo w stolicy nie mówi się w języku państwowym. Takie to jakieś dziwne ukraińskie zwyczaje. Na straganach czy w przejściach podziemnych często można spotkać ludzi sprzedających wlepki w stylu: „A czy ty śnisz w języku państwowym?” lub proste: „mówię po ukraińsku”. Językowa paranoja.

Wychodzimy przed sklep, zapalamy fajkę i wracamy do domu. Po drodze kupujemy w kiosku butelkę piwa i pomimo wprowadzonych niedawno zmian w prawie, konsumujemy ją w towarzystwie przechodzących obok milicjantów. Przepisy mówiące o zakazie spożywania alkoholu w miejscach publicznych egzekwowane były jedynie przez kilka miesięcy. Teraz wszystko wróciło do normy. Pomimo takiej swobody, na ulicach Kijowa można czuć się bezpiecznie, a ludzi „pod większym wpływem” nie widać tutaj więcej niż w każdym innym polskim mieście. Takie zwyczaje bardzo szybko można przyjąć jak swoje. Lubię w słoneczne popołudnie usiąść spokojnie na murku, otworzyć piwo i obserwować kłębiący się, kolorowy tłum. Zdecydowanie wybieram taką opcję niż krycie się z jednym piwem po lasach.

Kończymy palić, a w butelce została już niewielką ilość złotego płynu. Niedopałek wyrzucamy pod nogi, flaszkę stawiamy pod najbliższą ścianę-przecież nie będziemy chodzić po całym mieście w poszukiwaniu kosza na śmieci, którego i tak, koniec końców, nie znajdziemy.

Wracamy do domu, wkładamy zakupy do lodówki i włączamy telewizję. Zapalamy fajkę. Milczymy. Za oknem zapada noc. Jedyna taka, bo niebo nad Kijowem ma kolor nieba.

Dniepr najpiękniejszy wieczorową porą

shutterstock_161866655