Lwów to miasto bezpieczne, zawsze powtarzam to wszystkim, którzy codziennie pytają mnie czy jechać, czy strzelają, czy biją, czy trzeba się martwić o życie. Pisałem o tym wielokrotnie także tutaj. W tym tekście chciałbym jednak pokazać Wam te wycinki lwowskiej rzeczywistości, które zbierałem chodząc godzinami ulicami miasta. Wycinki, które trafiły do mnie najbardziej. Tak zmienia się miasto, tak zmieniają się ludzie.
Dzisiaj to lwowska ulica przedstawi swoją krótką historię o wojnie, w której trudno się dziwić, większość prezentuję postawę jednoznaczną.
Chociaż zaraz poniżej wszystko zawierza Bogu i… karabinowi Kałasznikowa. Połączenie znane od lat pod wszystkimi szerokościami geograficznymi.
Wszyscy dokładnie wiedzą kogo za wszystko winić, kto za wszystkim stoi i pociąga za sznurki. Putin, Hitler, na Ukrainie nazwany po prostu Putler.
Miejsce każdego Ukraińca powinno być na froncie, tak myślą niektórzy, choć większość młodych Ukraińców, z którymi rozmawiałem, niestety nie wie już o co tak właściwe walczą, co jest celem, co dało początek, a przede wszystkim kiedy nastąpi koniec walk.
Dlatego w kraju rodzi się opór, kiedyś skierowany przeciwko skorumpowanej władzy, która mierzyła demokrację parówkami, a dzisiaj władzy, która pomimo obietnic i olbrzymiego społecznego zaufania nie zrobiła według Ukraińców nic jeżeli chodzi o kwestie gospodarcze, zewnętrzne, a przede wszystkim nie potrafiła zakończyć trawiącego kraju wewnętrznego konfliktu. W państwie rodzi się społeczny opór, który widoczny jest w codziennych rozmowach, a w mediach ukraińskich słyszy się raz za razem głosy o kolejnym Majdanie.
Lwów to miasto-duch, duch, który w Lwowiakach nigdy nie zginie. Zbyt dużo wokoło ostatnio złych informacji, więc jestem wręcz skazany na zakończenie całości pozytywnym akcentem, których tutaj jest ciągle i mam nadzieję pozostanie zdecydowanie więcej.