Naddniestrze, miejsce na mapie, którego nie ma Jadąc do Tiraspola oczekiwałem, że zobaczę europejską Koreę Północną, skostniałą wyspę z przeszłości na morzu wzburzonego dzisiaj. Walonki, ciągnące się kolejki, dymiące Żyguli, złote zęby i okazałe Leniny w tle. Okazało się, że zabrakło wszystkiego, oprócz pokaźnej reprezentacji tych ostatnich panów.
Naddniestrze – jak dojechać
Granicę z Naddniestrzem przekraczaliśmy od strony ukraińskiej, tego samego dnia zwiedzając jeszcze piękną o każdej porze roku Odessę.
Już na samym początku chciałbym rozwiać wszystkie wątpliwości i obawy. Nie ma co się przerażać i wierzyć w to co powiedział sąsiad człowieka, który znał kogoś, kto kiedyś przeczytał, że ten kto raz wjechał do Naddniestrza, ten już nie wyjedzie. No może za wyjątkiem tych, którzy nawet nie wjechali, a słuch i tak po nich zaginął.
Bilet do Tiraspola normalnie kupimy w kasie lokalnego ukraińskiego przewoźnika lub bezpośrednio u kierowcy. Nie trzeba mieć żadnych pozwoleń. Wystarczy mieć w kieszeni kilkadziesiąt hrywien i dojazd do Naddniestrza nie stanowi już żadnego problemu.
Przekraczanie granicy Naddniestrza-bułka z masłem!
Na granicy ukraińskiej dostajesz rutynowo pieczątkę wyjazdową i jedziesz spokojnie na granicę naddniestrzańską. Wysiadasz i jeżeli nie jesteś zbyt wskazujący na spożycie, to naprawdę nic nie powinno stanąć na przeszkodzie, by od Pana z budki dostać 48 godzinną wizę. Przy wjeździe warto jednak zapamiętać miejsce, w którym planuje się nocleg. Ja miałem tę ciekawą przyjemność nocowania w chyba największym hotelu Tiraspola Aist, Możecie rzucać tę nazwę i adres Nabierieżnaja tri w ciemno. Bocian, bo tak tłumaczy się nazwę, jest olbrzymim molochem, który mógłby pewnie pomieścić na raz wszystkich turystów, którzy przyjeżdżają tutaj przez miesiąc. Na wejściu dostaniecie pytanie-klucz: pokój z wodą ciepłą czy zimną? No ja bym jednak nie oszczędzał, chociaż Pani się jednak odrobinę zdziwiła. Wypisujecie karteczkę i dostajecie klucze do pokoju, który nie straszy, ma w miarę czystą łazienkę, łóżka i chyba świeżą pościel. Kiedy nie wnikasz głębiej w temat, to nic więcej nie trzeba, a widok z balkonu również rekompensuje wiele kwestii. Co ciekawe, za rzeką jest już Mołdawia.
Jedzenie w Naddniestrzu, czyli pizza w cieniu Lenina
Idziemy szerokim chodnikiem reprezentacyjnej arterii Tiraspola – jakby inaczej, ulicy 25 października i możemy dostać po twarzy butnego europejczyka po raz pierwszy. Co widzimy? Zachód, moi drodzy, Zachód w czystej postaci. Sushi, pizza i Prosecco. Szeroka jezdnia, po której poruszają się, mówiąc marketingowo, nowe samochody uznanych zachodnich marek. Nie ma korków, bo w całym państwie mieszka około 500 tysięcy osób, ale nie ma też pustych pasów, które widzimy na filmach dokumentalnych z Korei Północnej, a którą mieliśmy przecież tutaj zastać.
Jest czysto, świeżo, socrealistyczno-majestatycznie (Tiraspol bardzo ucierpiał podczas wojny z 1992 roku i został odbudowany w sprawdzony sposób), co by nie mówić nowocześnie, a drzewka są pobielone. Wchodzimy więc do knajpy i czujemy się jak w restauracji czy pubie jakiegokolwiek innego europejskiego miasta. Nie będę się zbytnio nad tym rozpisywał, bo kto choć raz wyszedł poza swoje cztery ściany, ten wie. Z wielką chęcią poszedłbym do kilku podobnych knajpek również w Krakowie.
Przez dwa dni przemierzania Tiraspola we wszystkie strony spotkałem tylko jednego bezdomnego proszącego o pieniądze. Było to jednak późną nocą, a facet, wnioskując z zachowania miejscowych, był lokalnym bohaterem, któremu w życiu nie wyszło. Ok, myślę, skoro jemu wolno, znaczy zasługuje i dostał kilkanaście lokalnych rubli.
Waluta Naddniestrza – ruble naddniestrzańskie
Naddniestrzańcy poszaleli i wymyślili własną walutę, która obowiązuje tylko na terenie ich państwa. Kurs jest sztywny, podtrzymywany przez rosyjskie wsparcie finansowe, a bankomaty można znaleźć prawie przed każdym sklepem. Większość mieszkańców Naddniestrza ma dwa, a nawet i trzy paszporty (paszport mołdawski wydawany jest automatycznie, z racji tego, że Kiszyniów nie uznaje prawnie Tiraspola. Spora część mieszkańców ma również paszport rosyjski, ukraiński, a szczęśliwcy nawet rumuński), które pozwalają na wyjazd i pracę poza tym niewielkim quasi-państwem. Zarobione pieniądze wracają do Naddniestrza, następuje szybka wymiana i interes jakoś się kręci. Nie można też zapomnieć, że Naddniestrze było i do dzisiaj pozostaje miejscem, gdzie zarówno broń jak i podrabiane skarpetki na masową skalę potrafią zmienić swoich właścicieli.
Pamiętajcie więc, by na miejscu wydać wszystko co zamieniliście. Z Naddniestrza wyjechałem z rublami o równowartości 25 złotych, z których Mołdawianie tylko się śmieli. Z drugiej strony ruble są jednak najtańszą i chyba najlżejszą pamiątką, którą można wywieźć z tego kraju.
Szeryf z Tiraspola – Strażnik Naddniestrza
2/3 sklepów, stacji paliwowych i różnych przybytków natury spożywczo-wódczano-paliwowej należy do tego samego Pana, który w niepisany sposób dzierży stery naddniestrzańskiej gospodarki. Do niego należy również lokalny potentat piłkarski – Sheriff Tiraspol, na którego mecz warto się wybrać, bo co by nie mówić to czternastokrotny mistrz Mołdawii (od 2000 roku nie wyszło mu tylko dwa razy) i stały uczestnik rozgrywek Ligi Europy. Będąc na miejscu warto również w klubowym sklepie zaopatrzyć się w kilka miejscowych gadżetów. Co jak co, ale fanów Sheriffa na polskich ulicach nie ma zbyt wielu, a lokalne dresy już szybciej pogubią się kto z kim trzyma sztamę, niż spuszczą komuś łomot. Keep Calm and Support Sheriff Tiraspol!