Szukam Twojego odbicia na kartce papieru, która powoli zapełnia się słowami. Kreślę na niej kształt twarzy. Delikatne czoło, które całuję o poranku i tuż przed snem. Usta, które nie powiedziały jeszcze tak wiele i których zapach jest chyba najbliższy szczęścia. Najpiękniej wyglądają w uśmiechu, więc robię wszystko, by nigdy im go nie zabrakło.

Końcówki palców rozczesują włosy, które pachną wiatrem. Delikatnie unoszą się, muskając moją twarz, kiedy na ławce przy licealnym boisku nocami wymyślałem życie. Dlaczego wtedy nie przechodziłaś obok i nie zapytałaś o ogień? Tylko tego nie potrafię Ci wybaczyć.

Twoje blade policzki, które delikatnie różowieją na mrozie i nadają chwili prawdziwych kolorów. Jesteś ciepłą Panią Zimą i moimi ulubionymi delikatnymi podmuchami chłodnej jesieni.

Piszę Twoje kruche dłonie, których nigdy nie dotknąłem, a które tak mocno trzymają mnie w całości. Nie puszczaj tylko, proszę, jeszcze nie dzisiaj. Nie jutro.

W Twoich oczach widzę siebie, dlatego bardzo dokładnie dobieram słowa. Chcę zobaczyć w nich czas, którego nam nigdy nie zabraknie. Wiesz, że nawet nie znam ich koloru? Nie patrzę w nie. Staram się patrzeć przez nie. Widzieć Ciebie, by na zawsze już zachować Twój obraz. W tym momencie zawsze wpatrujesz się we mnie spojrzeniem mówiącym dokładnie tyle, bym przestał już dalej pisać. Ty też to wiesz.

Poznaję Cię każdego dnia na nowo

Ciągle mnie zaskakujesz i wiem, że nigdy nie napiszę o Tobie ostatniego słowa. Kupiłem dla Ciebie zestaw żółtych notesów i wypełniam je szczelnie każdego dnia. Dużo w nich zielonych skreśleń, poprawek i zapisanych drobnym maczkiem marginesów. Nigdy nie wiem jak do końca to powiedzieć, więc robię to z nieskładną pewnością.

A więc jesteś cała. Stoisz przede mną i uśmiechasz się dokładnie jak wtedy. Delikatnie unoszę Cię na dłoniach i kładę na miejsce. Nie mogę pozwolić byś się pogniotła i zatarła w codzienności. To nie jest Twoje miejsce i umarłoby mi serce gdybyś musiała się z nią zderzyć.

Do zobaczenia. Wrócę. Zawsze wracasz.