Pizza. Chyba żadne inne danie nie weszło do naszych domów, tak jak ona. Włosi ze swoim wynalazkiem wbili do naszych mieszkań na pewniaka wraz z drzwiami i nie brali jeńców. Każdy z nas ma swój placek, który ze sobą nosi. Za dzieciaka oglądałem Przyjaciół i te ich pizze na dowóz rozpalały moją dziecięcą wyobraźnię. To co kiedyś było nieosiągalne, dzisiaj stało się całkowitą normalnością. Znalezienie substytutu schabowego z ziemniakami nie jest jednak łatwe. To po prostu musi być coś wyjątkowego! Smak schabowego wyssaliśmy przecież z mlekiem matki. Wybór tego co znajdzie się na wypiekanym cieście zależał już jednak wyłącznie od nas. Podjęta przez nas świadoma decyzja, jest więc czymś więcej, niż nam się tylko wydaje. Jesteś tym, co jesz. Twój wybór określa Ciebie. Wszyscy jesteśmy pizzami! Sprawdź, którą jesteś Ty.

Wiejska

Półśrodki nie istnieją i wszystko liczone jest podwójnie. Z całym bogactwem wiejskiego inwentarza. Szynka, salami, kiełbasa, boczek i oczywiście kurczak. To tylko tak z mięsa na wstępie. Potem wjeżdża ketchup i sos czosnkowy, dopchane podwójnym serem na grubym cieście. Kiedy zamawiacie, wydaje się nawet, że będzie idealna. Gdy czekacie półtorej godziny, zastanawiacie się już, czy aby na pewno to była dobra decyzja. Jak już jecie, to zdecydowanie wiecie, że to była zła decyzja. Przekonanie o błędzie przychodzi gdy wrzucicie w siebie 3/4 tego tłustego potwora, a całość zalejecie litrową colą. No bo jak inaczej? Albo grubo, albo wcale. Jak w życiu, tak na talerzu, popełnianie tego samego błędu ma swoją cenę. I chociaż następnego dnia moralniak, tak jak żołądek, wyje o posłuchanie, to kolejny wybór jest dość jasny.

Hawajska

Ananasa z szynką na jednym cieście można kochać albo nienawidzić. Na pewno jednak nie można pozostawać wobec niego obojętny. To wyjątkowy wybór ludzi niezależnych, idących pod prąd, który niezauważalnie stał się jednak  mainstreamem. Bo weź tu spróbuj złe słowo na hawajską powiedzieć. Zlinczują Cię, pogryzą, przeżują i wyplują na ciasto. Niejadalny jesteś. Dajcie ananasa!

Margherita

Sos i ser. Pizza w najczystszej postaci. Wciągasz substytut pizzy, tak jak spaghetti bez sosu, ale robisz to świadomie. Cenisz delikatny smak ciasta z lekko wyczuwalną nutką dodatków. Jesteś pizzowym smakoszem, który muska podniebieniem produkty z pieca opiekanego drewnem. To elita wśród pizzoszy, a już na pewno według niej. Pierwszym moim skojarzeniem z Margheritą jest jarmuż. Nie wiem dlaczego. Podświadomie wyczuwam pokrewieństwo dusz.

Ostra

Nie ma znaczenia, czy nazywa się Diablo, Diabolo, czy Nosferatu. Piecze i to mocno. Na podobieństwo kebaba dwa razy. Dokładnie znasz zakończenie historii z Ostrą. Podczas jedzenia nie czujesz nawet smaku, język piecze, a z ust zaczyna ciec ślina. Przełykasz jednak jalapeno, piri-piri czy inne chili i zastanawiasz się, co Cię znowu podkusiło. Przecież zawsze jest tak samo. Już brałeś średnią, ale w ostatniej chwili powróciło odwieczne pytanie: „a jak jednak będzie za mało ostra?” No nie była. Kolejna też nie będzie.

Im dłużej pisałem ten tekst, tym bardziej chciało mi się jeść. Im bardziej chciało mi się jeść, tym silniejsze czułem wyrzuty, że nie poszedłem ćwiczyć. Wyrzuty schodziły jednak na bok i przybrały postać największej możliwej pizzy z salami. Zamówiłem, ale nie przeszła mi płatność. Raz i drugi. To była najlepsza pizza jaką ostatnio zamówiłem.