Pamięć o wydarzeniach wołyńskich jest silna zarówno w pamięci narodu polskiego, jak i ukraińskiego. Każda ze stron skrywa urazy i każda na równi żąda uszanowania pamięci ofiar i zadośćuczynienia win. W odpowiedzi na jakiekolwiek inicjatywy każda natomiast odpowiada wysuwaniem podobnych żądań, które prowadzą jedynie do kłótni i wzajemnych oskarżeń, szybko podchwytywanych i rozdmuchiwanych przez środowiska „anty” po obu stronach granicy. Wydaje się więc, że chyba nigdy nie dojdzie do jakiegokolwiek porozumienia na poziomie politycznym. Pozostaje więc liczyć jedynie na zgodę, którą można budować na poziomie najniższym, wśród młodych i starszych, zarówno tych związanych uczuciowo z mordami, jak i tymi, którzy mogą usłyszeć o nich dopiero po raz pierwszy.

Ukraiński mit założycielski

Ukraińcy zachodni, wykorzystując działalność OUN-UPA, starają się na siłę stworzyć, jak najbliższy im czasowo, mit narodowowyzwoleńczy, który może być używany jako spoiwo społeczności jednoczącej się w sprzeciwie wobec Rosji. Nie chciałbym w żadnym stopniu umniejszać zbrodni popełnionych przez te dwie organizacje, ale należy podkreślić, że kultywowanie pamięci o nich nie jest dzisiaj wymierzone bezpośrednio w Polaków. Oczywiście istnieją jednostki, których opinie są skrajnie skrajne, ale przecież na podstawie nich nie można nigdy kreować rzeczywistości. Efekty takich wizualizacji są z gruntu wykoślawione i nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Najłatwiej jest je natomiast „szerować” na portalach społecznościowych, jedynie nakręcając zainteresowanie marginalnymi organizacjami i równie marginalnymi poglądami.

Ludzie tacy jak my

Codziennie w drodze do pracy spotykam setki osób: różnych religii, ras i narodowości. To co tak naprawdę wyróżnia ich wszystkich to to, że im się chce. Przyjechali do naszego kraju nie po to, by zgarniać zasiłki, które nomen omen są śmiesznie niskie, tylko by się rozwijać, pracować i pośrednio działać dla dobra nas wszystkich.

Setki Ukraińców kształcą się w Krakowie, wieczorami dorabiając m.in. rozdając ulotki na prawie każdym skrzyżowaniu w okolicach Rynku. Nic nie zdziwi mnie bardziej od arabskiego kebaba sprzedawanego po ukraińsku, gdy w przystani każdego gastrofazowicza powitało mnie wyłącznie trzech sprzedających zza naszej wschodniej granicy.

Często zatrzymuję się i wymieniam z nimi kilka słów: jak tam? Co tam? Od kiedy tu jesteś? Co planujesz dalej? Odpowiedzi są różne, tak jak wśród naszej polskiej młodzieży. Zawsze jednak biorę przy tym poprawkę, że najbiedniejsi mimo wszystko nie mają nawet szans, by wyjechać tutaj na studia. Są jednak plany, są nadzieje i chęć zostania na dłużej, bądź po zdobyciu zawodu powrotu na Ukrainę, lub wyjazdu na Zachód.

Łączy nas wiele

Ta sama cywilizacja europejska, podobne języki, kultura, religia. Nikt nie chce nikogo na siłę nawracać, czy przekonywać do swoich poglądów. Nikt nie chce nikomu kraść pracy i perspektyw. Gdy dzieli nas tak niewiele, każdy może nad Wisłą znaleźć swoje miejsce. Od wieków tak było i niech nadal będzie.

Dewastacja polskich pomników w Hucie Pieniackiej i Bykowni to akt skrajnego wandalizmu zasługujący na potępienie i najwyższą karę. Nie chcę wchodzić tutaj w politykę i pisać kto na tym zyskuje, kto mógłby za tym potencjalnie stać etc. Chciałbym jedynie poruszyć aspekt ludzki, bo ten w mojej codzienności jest mi najbliższy. To tych ludzi widzę każdego dnia.

Większość osób, które tak bardzo chciałby wygnać z Polski wszystkich Ukraińców prawilnie pracujących na chleb, równie mocno bronią Polaków prześladowanych w Wielkiej Brytanii tylko dlatego, że są Polakami. W tym wszystkim nie widzą żadnej sprzeczności. Bo nam można, a im nie. Bo moja racja jest bardziej mojsza. W Polsce niestety bez zmian.