Tyle niezapisanych kartek, tyle nieopowiedzianych historii i mimo wszystko tyle słów, które jednak padły, choć może tylko w głowie, a które jednak budzą demony niepozwalające zasnąć, przywołane z kolejnym porankiem, choć odespane zaledwie wczoraj. Boimy się  ludzi i tego co może spotkać nas każdego dnia. Boimy się nocy, kiedy w ciemności oglądamy się za siebie, nie próbując nawet spojrzeć na to co może jeszcze być przed nami. Wypatrujemy znaków na ciemnym niebie, tam gdzie ich nigdy nie znajdziemy. Spadające gwiazdy nie spełniają marzeń, tak jak wierzenie w pragnienia, które niewypowiedziane pozostają tylko nasze. Przy tym wszystkim nie sięgamy po szczęście, które leży rozrzucone na chodniku i wystarczy jedynie wyciągnąć po nie rękę.

Złość, która paruje i pozbawia tchu

Najczęściej to właśnie przez nią nie robimy nic i nie widzimy niczego, bo tak bardzo pochłania nas wewnętrzna walka. Złość na cały świat, na ludzi, a przede wszystkim na nas samych. Złość tak wielka, że w niej całej nie dajemy najmniej szansy nawet sobie samym. Zjadani przez wewnętrznego raka, który codziennie wygryza cała szczęście, małe radości, pozbawiając pasji, chęci do zmiany, bycia tym, kim tak naprawdę jesteśmy. Zapominamy o tym czego pragnęliśmy, do czego tak bardzo kiedyś zmierzaliśmy, skupiając się na uczuciach, które targają nami i nie dają nadziei jutra, przywracając tylko wspomnienia tego co było i co nigdy nie wróci lub tego co nawet nigdy nie było, a co w ułudzie widzieliśmy bardziej rzeczywiste niż parówka z musztardą jedzona o poranku.

Ile można w tym trwać?

Tyle ile pozwolisz. Odpowiedź jest tak bardzo prosta, jak prosta jest droga, którą przemierzyłeś, by znaleźć się tu gdzie jesteś. Patrzysz na siebie wzrokiem kogoś obcego, bo tylko ktoś obcy i wrogi mógby życzyć Ci aż tak źle. A przecież to my sami kreujemy swoje życie, piszemy kolejne zwrotki, które jednak przewijają się pomiędzy refrenem, a to on najczęściej pozostaje w pamięci. Chociaż wiele z wersów może nie napawać nadzieją, pomiędzy nimi powinno brzmieć sakramentalne „Jest dobrze, bo mimo wszystko pozostaje…”

…zapach pomarańczy

Czujesz je, przepijane gorącą herbatą bez cukru. Mała rzecz dająca poczucie normalności. Kupione w sklepie za rogiem od śmiesznego Pana śpiewającego piosenki przy budzie z wystawionymi na zewnątrz skrzynkami. Kilka słów rozmowy, uśmiech i szczere życzenie miłego dnia. Wracasz do domu, obierasz pomarańczę i czujesz zapach dzieciństwa, kiedy przed całym złem tego świata chronili Cię jeszcze rodzice i Ty sam, który nawet tego zła nie dostrzegałeś. Dzisiaj jesteś już sam. Więc na początku zajmij się kolejną pomarańczą i naprawdę poczuj ten zapach. Tak, jesteś wolny, szczęśliwy, świeży, wesoły, jak ta pomarańcza, którą dostałeś kiedyś od sąsiadki przebranej za Mikołaja, mając niewinne sześć lat.