Słowo przyjaciel jest u mnie na cenzurowanym, nienadużywane i zarezerwowane dla nielicznych. Ilu macie prawdziwych przyjaciół? U mnie ta liczba kończy się na palcach dwóch dłoni i uważam się za szczęśliwca. Znajomych mamy wielu, spotykamy ich codziennie i potrafimy darzyć olbrzymią sympatią. Wychodzisz z nimi na piwo, masz masę wspólnych tematów i potrafisz przegadać całą noc ale… to nie jest to…

Przyjaciel to ktoś do którego możesz nie odzywać się przez pół roku, a jak już się spotkacie wydaje się, że widzieliście się wczoraj. Nie usłyszysz: mogłeś się odezwać, dzwoniłem do Ciebie miesiąc temu, bo to, bo sramto. A jak już powie, bo czasami faktycznie nawet go może coś ruszyć, nie musisz mówić wiele. On tego nie oczekuje, nie liczy na spowiedź. Wiem, sorry i jedziemy dalej.

To ktoś, którego widząc w barze nie musisz się od razu ściskać, opowiadać siedem śmiesznych historii, pytać co u niego, postawić wódkę za spotkanie i przede wszystkim obiecać, że niedługo to MUSICIE się spotkać. On to wie, po co o tym gadać. Wszystko wyjdzie samo i nie trzeba o tym nikogo zapewniać. Salut!

To człowiek, któremu powiesz wszystko, a z którym najtrudniej jest zacząć prawdziwą rozmowę. Ze znajomym wszystko płynie. Zaczynacie gadać o dupie maryni, że dostaliście podwyżkę, że was zwolniono, że kupiliście mieszkanie lub że was z jednego wyrzucili. Ze znajomymi spotykasz się każdego dnia i jest prościej Gdy spotykasz się z przyjacielem czujesz, że chcesz mu powiedzieć coś ważnego, otworzyć się. Nie chcę nazywać tego przyjacielską presją. Ale coś w tym jest. I tak jak trudno jest zrobić pierwszy krok, gdy już zaczniecie gadać, wychodzicie z rozmowy kilka kilogramów lżejsi. To najlepsze terapia i dieta jaką wymyślono.

Dzwoń do niego jeśli chcesz usłyszeć kilka słów prawdy. Mało kto potrafi wyprostować w tak szybki i bezpośredni sposób. Ludzie się boją, krępują, nie wiedzą czy wypada. On nie wie o co chodzi i wali jak młot. Jeb, jeb, jeb i czujesz jak hartuje się stal. Mam nadzieję, że boli. Ma boleć. Może pomoże.

Przyjaciel to jednak przede wszystkim osoba przy której możesz milczeć, a czujesz, jakbyś się nie mógł nagadać. Po milczeniu poznasz przyjaciela swego. Bo czasami nie potrzeba tysiąca słów i nie jest to reklama Merci. Najważniejsze sprawy wymagają przemyślenia, najskrytszych tajemnic nie wypluwasz z siebie z prędkością karabinu maszynowego. Ciągnięcie rozmowy na siłę, gadając godzinami o pierdołach, też nie jest idealnym wyjściem. Jak często siedzicie z kimś i nagle zapada ta niezręczna cisza? Siedząc z przyjacielem zapomnij o słowie niezręczność. Tu wszystko wypada.

And last but not least… przyjaciół poznajemy w biedzie. Aaaaa, pojechał frazesem. Zastanówcie się jednak kogo poprosilibyście o pomoc w najgorszym momencie. Tak, że aż wstyd się pytać, wstyd się przyznać, ale jednak nie ma wyboru. No właśnie. Chyba znacie już odpowiedź. Więc chwyć za telefon i zadzwoń, by kiedy jest dobrze zapytać tylko: Co słychać?