Książki Piotra Zychowicza były dla polskiej literatury historycznej nie tyle powiewem świeżego powietrza ile prawdziwą ożywczą bryzą, odczuwalną z pewnością przez czytelnika. Z okazji zbliżającej się premiery kolejnej z nich, przypominam sobie jego poprzednie publikacje, które wyjaśniły mi równie wiele, ile postawiły pytań.

Jeszcze przed lekturą Paktu Ribbentrop-Beck nie dało się ominąć wielu artykułów traktujących na jej temat. Stratedzy dywagowali na ile prawdopodobny jest scenariusz, że na początku My Ich (Rusków), a potem znowu My Ich (tylko tym razem z Angolami i Francuzami Niemców). Militaryści spierali się, czy dalibyśmy radę w przedłużonym czasie względnego wewnętrznego spokoju odpowiednio wzmocnić armię. Filozofowie z kolei podkreślali, że całe bestialstwo systemu hitlerowskiego łączone byłoby po wojnie również z nami, piekło obozów koncentracyjnych, mordowni gestapo. Moraliści natomiast całkowicie odżegnywali się od trzeźwych ocen, mówiąc najzwyczajniej, że zło zawsze pozostanie złem i nie ma co gdybać, bo z tego też trzeba się będzie wyspowiadać.

Ja jednak, czytając poważne wywody o możliwych stratach i zyskach, olbrzymich perspektywach i zagrożeniach, zastanawiałem się, czy dzisiaj również byłby możliwy taki układ, powiedzmy Schetyna-Steinmeier? Zaznaczam równocześnie, że doskonale zdaję sobie sprawę z faktu istnienia zjednoczonej Europy, gdzie wszyscy żyją w pięknym świecie wolności, miłości i pokoju. Wszystko jest jednak możliwe. Pod koniec lat trzydziestych przecież tylko nieliczni spodziewali się wybuchu II WŚ, a wydarzenia odległe o kilkaset kilometrów, które obserwujemy na ekranach monitorów, są tego najlepszym przykładem. Czy dzisiaj ktoś chciałby zabiegać o nasze względy, traktując jeśli nie jak światowego gracza, to chociażby jak lokalnego gracza? Czy dzisiaj największa potęga militarna świata umizgiwała by się do nas, przez kilka lat wysyłając kolejnych posłów, ministrów, czyniąc różne ustępstwa i gesty dobrej woli, a my na koniec mielibyśmy możliwość wyboru konkurencyjnego projektu politycznego, w naszym zamyśle lepszego?

Czy zatem komukolwiek dzisiaj chce się jeszcze o nasze poparcie zabiegać? Czy przypadkiem nie daliśmy już zbyt dużo za poklepanie po plecach i garść pustych obietnic?