Podróż powoduje, że ludzie zapominają czym jest skrytość, samotnictwo. Bariery padają, a krótki czas, który spędza się razem sprawia, że wszyscy są całkowicie świadomi kruchości nawiązywanych relacji. Każdy dokładnie wie, że w tym gronie widzimy się tylko ten jeden jedyny raz. Nikłe są też szanse, aby opowiedziana historia trafiła kiedykolwiek do kogoś z naszego otoczenia. Po wyjściu z pociągu najczęściej zapominamy przecież nawet imię osoby, z którą jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy. Taki pancerz ochronny sprawia, że ludzie zaczynają mówić. Wylewać z siebie żale, wyrzucać to co leży im na sercu. Ich historie śmieszą, przerażają, ale najczęściej są po prostu smutne. O rzeczach pozytywnych najlepiej jest opowiadać w gronie znajomych. Nowa kobieta, dobrze płatna praca syna, kupno mieszkania. Mówimy i obserwujemy reakcje otoczenia. Co natomiast da nam podładowywanie własnego ego kosztem obcej osoby? A może nowe kobiety to nie to o czym marzymy, a syn faktycznie znalazł pracę, ale jednocześnie zgubił gdzieś twój numer? Zdobyć się na takie wyznanie jest już o wiele trudniej. To co jednak tak trudno powiedzieć nawet przyjacielowi, o wiele łatwiej jest zdradzić osobie obcej, ledwie co poznanej, która nie może być nawet pewna naszego imienia. W takiej sytuacji o wiele łatwiej jest otworzyć duszę i powiedzieć: widzisz jaki w niej burdel, przypatrz się dokładnie, bo drugiej takiej szansy już nie dostaniesz. W takiej sytuacji tylko od nas zależy czy skorzystamy z tego zaproszenia. Jeżeli przyjmiemy warunki naszego rozmówcy, odwrotu już nie będzie. Unurzamy się w jego wspomnieniach. Będziemy się w nich taplać. W brunatnej mazi, w ruchomych piaskach, które przy najmniejszym ruchu, będą nas wciągać coraz bardziej. My będziemy pytać, potakiwać, machać rękami, a sieć wspomnień zacznie nas oplatać niczym misternie tkana pajęczyna. Teraz nie ma już żadnego znaczenia, że imię tej osoby może nam wypaść z pamięci, jej historie zostaną z nami na zawsze.

rails-253134_1280

Od razu widać, że podróż dla niektórych jest niczym innym jak darmową wizytą u psychoterapeuty. Podchodzą, zagadują, by po chwili zalać nas falą informacji. Czasami czujemy wręcz siłę z jaką odbijają się od nas ich problemy, frustracje, żale. Niczym falochron stawiamy czoła kolejnym przypływom, po których na brzegu pozostają zaledwie skrawki przeszłości. Czasami wypadnie jakiś pierścionek – ślad po zmarłym mężu, innym razem zniszczona lalka – pamiątka po dawno niewidzianej wnuczce. To jednak tak niewiele, zaledwie ułamek tego co chcielibyśmy zapamiętać, a czym dzieli się z nami rozmówca. Resztę, wraz z kolejnym przypływem, tracimy bezpowrotnie. On jednak musi to z siebie wyrzucić. Musi opowiedzieć wszystko nieskładnie, pomijając i zniekształcając niektóre zdarzenia. Po to tak naprawdę wsiadł do tego pociągu. Dotarcie z punktu A do B nie jest najważniejsze. Celem samym w sobie jest potrzeba mówienia, więc mówi. Ja nie przeszkadzam. W natłoku słów staram się wyłowić coś interesującego. Potem zapisać i zatrzymać na później. Wszystko w niesamowitym tempie. Nie ma czasu na myślenie. Nie ma chwili, aby wrzucić informację do odpowiedniej szufladki i szybko ją skatalogować. Jeżeli to robisz, jeżeli starasz się skupić na detalu i głębiej go zrozumieć, to coś innego, być może ważniejszego, właśnie ci ucieka. Potrzeba chwili, by historia przeskoczyła o dwa lata, by przeskoczyła tragiczny moment śmierci męża. Natłok słów osiąga punkt krytyczny, wbija w fotel, zapiera dech w piersiach. Po chwili przychodzi cisza. Powiedział już wszystko. Milczą, a z nimi milczymy my.

Najciekawsi są jednak ci, którzy początkowo upychając swoje żale w małej puszcze po ikrze, by do dyskusji dołączyć z czasem, dokładnie ważąc każde wypowiedziane słowo. Niczym matrioszka mają wiele warstw, często nie pasujących do siebie, odstających, nie dających się złożyć do kupy. Swoją historię opowiadają jednak dokładnie i z namaszczeniem, dbając o te kolejne fragmenty matrioszkowej baby. Ich świadectwo jest najczęścij odbiciem całego życia. Dlatego też tak trudno jest im ją rozpocząć, a jeszcze trudniej, wraz z kolejnymi kilometrami, coraz bardziej otwierać swoją duszę.