Choć wyrasta już trzecie pokolenie lwowian żyjących bez swojego miasta, pustka po nim nadal nie została wypełniona. Lwów, Miasto-sentyment, którego prawdziwym wyznawcą staniesz się już po pierwszym spotkaniu. Nie musiał się tutaj rodzić Twój dziad, nie musisz mieć swojej kamienicy, grobu na Łyczkowie, do którego będziesz pielgrzymować. Dołączysz do grona lwowiaków, którzy stali się nimi w pierwszym pokoleniu.
Czy można się dziwić?
Nie chcę nawet myśleć jak czuli się ludzie, którym z dnia na dzień odebrano cały świat. Wyobraź sobie, że nagle zostawiasz nie tylko swoje życie, ale życie całej Twojej wielopokoleniowej rodziny: szafy wypełnione ubraniami, kolekcjonowane pokoleniami książki, małżeńskie łóżko, tysiące zdjęć, szablę po dziadku i obraz cioci Frani. Już tylko w pamięci możesz przywoływać codzienną drogę po świeże bułki i poranną gazetę, smak kawy przy Rynku, śmiech dzieci w Ogrodzie Jezuickim i zapach opadających liści w Parku Stryjskim. Nie krzykniesz już Pogoń do przodu!, trybuny są puste. Na Twoich oczach zabrano Ci wszystko, naprawdę wszystko co towarzyszyło Ci odkąd tylko pamiętasz. Potem kazano wyjechać, zapomnieć i nigdy nie upominać się o swoje. Wszystko miało odejść i nigdy nie wrócić.
Nadal słyszę ich w gwarze ulicy…
Spacerując uliczkami Lwowa, patrząc na modernistyczne i secesyjne kamieniczki, wchodząc w ciemne podwórce, przeglądając się w błyszczących oknach nadal słyszę ich głosy. Wielobarwny miejski gwar z wczoraj, który swoją donośną siłą upomina się również o należne miejsce w teraźniejszości. Każdy zaułek potrafi skrywać tajemnicę, każdy kamień, brama to fragment niesamowitej historii, która dotrwała do dziś. Zgubić się we Lwowie to najpiękniejszy fragment każdej podróży. To gdzie się znajdziemy i co nas spotka potrafi naprawdę zaskoczyć. Warto łowić te momenty, chwile, których nie doświadczymy nigdzie indziej. To właśnie w takich sytuacjach najbardziej obcuję z tym miejscem, wtapiam się w nie i czuję, że naprawdę jestem u siebie. Warto zatem choć raz zgubić się we Lwowie.
Lwów to polskie miasto!
Zaprzeczanie polskości Lwowa jest równie bezcelowe jak mówienie: „Wilno, Lwów polskie znów!”. Polskim Lwowem należy żyć, bo jest on nadal na wyciągnięcie ręki. Ci ludzie przecież ciągle tu żyją. Ludzie to nie meble i nawet jeżeli nie uściśniesz im dzisiaj ręki, to nadal możesz wysłuchać ich historii, wsłuchać się w tę niekończącą się opowieść.
Nie odbijajmy Lwowa na internetowych forach, nie powtarzajmy po raz enty urojeń ludzi, którzy najczęściej nie przekroczyli nawet wschodniej granicy. Znajdźmy swoje miejsce, do którego chcemy wracać. To miasto ciągle pachnie międzywojenną Polską. Wchodzę na Kopiec Unii Lubelskiej i biorę głęboki oddech. Musi mi wystarczyć na długo.