Czasami wydaje mi się, że jak kiedyś zacznę mówić, to już nigdy nie będę mógł przestać. Słowa będą przykrywały mnie kolejnymi falami, a ja bezwolnie będę unosił się na ich powierzchni, próbując nerwowo łapać podmuchy kruchego powietrza. Nie będę nad niczym panował, bo jak można zapanować nad żywiołem? Można dać mu się jedynie porwać, a później posprzątać to, co zostało zniszczone i odbudować to, co jeszcze jako tako nadaje się do odbudowania. Jeżeli oczywiście coś takiego jeszcze zostało.
Jak mówić, by usłyszeć prawdziwe znaczenie słów?
Codziennie wypowiadamy tysiące słów, które nie mają żadnego znaczenia. Wszystko co ważne zakopujemy równocześnie coraz głębiej, przykrywając kolejnymi warstwami wstydu, obaw, strachu i niespełnionych marzeń. W każdym z nas gdzieś głęboko siedzą słowa niewypowiedziane, niezapisane kartki uczuć, nieprzelane na papier emocje, które każdego dnia narastają. Zauroczenie może zmienić się w gorące uczucie, które stopniowo przechodzi w nałóg i tępy ból odczuwany o poranku, gdy poprzedniej nocy nie wypiliśmy przecież ani kropli. Podobnie jest ze złością, przyjaźnią i odrzuceniem. Pozostawione same sobie rosną, zmieniają się, ewoluują, stając się jedynie wspomnieniem tego czym kiedyś były. Są obrzydliwe, w smaku cierpkie i glutowate, a mimo wszystko opychamy się nimi w ciągu dnia, a resztę bierzemy do domu w plastikowych pojemnikach. Przecież nic nie może się zmarnować!
Jak śmiać się prawdziwym śmiechem i oddychać czystym powietrzem, które daje jedynie ukojenie i spokój?
Słowa mają dla mnie dzisiaj taką siłę, że uciekają każde z osobna spod dłoni, wyskakują i spłoszone biegają bez celu po pokoju, szukając swojego sensu. Wypełniają przestrzeń, zamkniętą w niewielkich czterech ścianach. Tytoniowy dym wysusza im spojówki, a wczorajszy kac wstrzymuje na chwilę nad zasuszoną od tygodni lawendą. Poznajcie Wandę, to chyba najlepsza osoba, którą poznałem w tym roku i która została najdłużej, a jej katafalk wciąż wdzięcznie zdobi parapet, planując wczoraj i dając wspomnienie o jutrze. Całuję ją czule w delikatne czoło i ruszam w poszukiwaniu słów, słów których nigdy nie znajdę, tak jak robię to każdego dnia.