Posiedziałem, pomyślałem i doszedłem do wniosku, że jednak powinniśmy przyjąć trochę imigrantów. Co więcej, wręcz musimy i dziwię się, najbardziej władzy, że nie potrafi tego zrozumieć. Skąd ta nagła zmiana?

Przyjmując możesz więcej!

I nie chodzi mi tutaj o jakieś podlizywanie się temu i owemu, że jak my coś im dzisiaj, to oni  też coś nam kiedyś tylko później. Tu chodzi o tu i teraz. Jaki kraj uchodzi dzisiaj w Unii Europejskiej za ostoję demokracji? Turcja. Podkreślę, TURCJA! Ten sam kraj, który demonstracje rozpędza czołgami, na bezbronnych ludzi zrzuca bomby i generalnie ma w dupie jakikolwiek dialog. To właśnie to państwo zdaje się być przeciwstawiane Polsce, w której kościół parszywie niszczy ludzi listem duszpasterskim. Co wystarczyło zrobić? Przyjąć imigrantów i wszystko nagle stało się cacy. Z wojującego sułtana zmieniasz się w pokojowego dziadeczka, a w lufach karabinów magicznie zakwitają forsycje. Właśnie tyle Zachód obchodzą standardy demokratyczne, którymi wyciera sobie twarz w przypadku Polski. My nie przyjmiemy stu tysięcy osób, ale przyjęcie gwarantowanych kwot może dać zdecydowane lepsze skutki niż ich odrzucenie. Nie wiem czy ktokolwiek to zauważył, ale o Polsce jest już w Europie wystarczająco głośno. Ze strony rządu jest to trochę taki plan bez planu. Kwestia ogólnej sytuacji politycznej w regionie, naszego jakże wspaniałego położenia geograficznego również powinna mieć w tym przypadku pewne znaczenie.

Na Wschodzie bez zmian

Kilka tysięcy imigrantów niczego tak naprawdę nie zmieni. Co więcej, pomimo, że kogokolwiek przyjmiemy to, nie oszukujmy się, i tak stąd uciekną. Nie jesteśmy i w najbliższym czasie nie staniemy się rajem dla imigrantów takim jakim są demokracje zachodnie. Coś co jest dla nas przekleństwem, stało się równocześnie wybawieniem.