Święta zaczynają się ostatnio już w połowie listopada. W telewizji zapach kawy, rodzinne przysmaki, spóźnieni goście, kupa śniegu, wspólne śpiewanie, Mikołaje brzydkie i te ciut przyjemniejsze oraz moc świątecznych promocji. W kinie premiery ckliwych komedii romantycznych, a w telewizji zapowiedzi dawno nie widzianych hitów. Lubię to!
Przyda się trochę radości w tym smutnym jak pizda świecie!
Przedświąteczny okres ma to do siebie, że czują go wszyscy: wierzący czy niewierzący, tym którym zależy na świętach rodzinnych i Ci, którzy oddadzą się maratonowi Przyjaciół z toną sushi w lodówce. Połączenie tych dwóch opcji brzmi zresztą całkiem kusząco… Dookoła biało, trochę weselej, twarze, przynajmniej niektóre, się cieszą, więc co może być nie tak. A na tak.
Coo? Juuż? Przecież do Świąt jeszcze półtora miesiąca!
Iiiiii co z tego? W głowie rodzi mi się tylko jedno pytanie
O co w ogóle walczycie?
Co robilibyście w tym czasie, jak bardzo inaczej spędzalibyście czas poza domem, co zmienilibyście w swoim smutnym życiu gdyby nie było reklam, ozdób i kilku mniej lub bardziej wymuszonych uśmiechów?
Dlaczego tak późno?
Nie pytam dlaczego tak wcześnie, ale dlaczego tak późno? To między innymi dlatego bardziej lubię zimę od lata, a każda wydana złotówka zdecydowanie łatwiej i przyjemniej opuszcza portfel. Chociaż znam sztuczki marketerów na pamięć i mogę na bieżąco relacjonować na jaką właśnie metodę starają się wyzerować moje konto, to z pełną świadomością wchodzę w to i pytam dalej : Dlaczego tak późno?
Last Christmas i do przodu!
U mnie Last Christmas pojawia się w głośnikach już w połowie listopada, by potem oddać pole świątecznym składankom Buble i Sinatry. Młody i stary mistrz standardów zagościli u mnie kilkanaście lat temu i nie zanosi się na to, by ktokolwiek miał ich zrzucić z tronu. Jest Wham i są święta. Trzeba w tym wszystkim pamiętać jednak o jednej bardzo ważnej kwestii, do której niektórzy niestety chyba jeszcze nie dorośli.
Komercje zostawcie w służbie komercji
Święta jak nie co roku