W otwartych szafach ostatnio hula wiatr, teczki otwierają się i zamykają, ludzie dowiadują się rzeczy wiadomych, a inni wiadomo, że im zaprzeczają. Bolek, Lolek i szczekający pies Reksio. W tej historii nie zaskoczyło mnie nic, żadne zachowanie, reakcja, odpowiedź i kontratak. W całej tej burzy zadałem sobie jednak dosyć proste pytanie co by było gdyby?

Teoretycznie, w ramach eksperymentu, zapytałem najbliższych przyjaciół, co by zrobili, gdyby okazało się nagle, że kiedyś, teoretycznie, współpracowałem ze służbami bezpieczeństwa. Co by zrobili w sytuacji, w której nagle wypłynęłyby teczki, gdzie czarno na białym stoi, że coś tam podpisałem. Zdziwiłem się gdy w większości odpowiedzieli szybko i zgodnie-nic.

Czy moi przyjaciele są głupcami?

Czy mam uważać ich przez to za gorszych ludzi, bo mnie nie opluli, nie rzucili kamieniem i nie potraktowali jak psa waląc po grzebiecie pałą do lania? Czy to, że w teorii by mi przebaczyli sprawia, że ktoś mógłby ich wyśmiać prosto w twarz i nazwać idiotami? Czy to, że sztuka relatywizowania mojej osoby weszłaby u nich na nieznany im dotąd poziom zmieniłoby ich jako ludzi sprawiłoby, że staliby się gorsi?

Dlaczego?

Nie każdy musi być bohaterem, nie każdy jest na tyle silny, by oprzeć się inwigilacji, oskarżeniom, zastraszaniu. Większość ludzi ceni sobie spokój, jeżeli nawet nie swój, to już na pewno swojej rodziny. Mam kilku znajomych, którzy zawsze kozaczyli w towarzystwie, że jakby coś się kiedyś działo to oni zawsze się postawią, będą pierwsi i nie ma na nich cwaniaka. Jak raz się taki znalazł to spierniczali aż miło. Nigdy nie wiesz w jakiej sytuacji postawi cię los. Większość ulegnie już na początku, co silniejszych się złamie psychicznie, zostaną najlepsi. To właśnie dlatego prawdziwych bohaterów jest tak niewielu i niestety  najczęściej pozostają nieznani. To właśnie dlatego ich pamięć powinniśmy pielęgnować tym mocniej każdego dnia.

Znajcie umiar

Tak jak moi przyjaciele mogliby nawet uwierzyć (bo chcieliby wierzyć) w opowieści o cyklicznych wygranych w lotka, tak w przypadku osoby, która przejęła ster rządów państwem wybaczyć jej muszą nie tylko najbliżsi. Spowiedzi należy dokonać nie tylko w gronie znajomych i rodziny. Inna sytuacja jest całkowicie nie do przyjęcia i kompletnie zamyka jakąkolwiek dalszą dyskusję. Każda osoba może się złamać, każdy może nawet później wstydzić się do tego przyznać (czemu poniekąd nie można się dziwić). Wszystko ma jednak swoje granice, również oszukiwanie samego siebie. Historie o sobowtórach, nieprawdziwych podpisach, płaczących milicjantach, podróbkach, oszukaniu tego i owego, wykiwaniu wszystkich, podpisaniu „bo tak było trzeba”, bo całkowite zaprzeczenie. Kto za tym nadąża, temu stawiam piwo. Niestety Wałęsa w Polsce nie może posługiwać się tłumaczami i wszystkie informacje dostajemy z pierwszej ręki.

Klient z teczką jest mniej awanturujący się. Jak jest w przypadku prezydenta?