Wrzesień w Polsce będzie wypełniony premierami dwóch dużych rodzimych produkcji historycznych i takiej sytuacji nie było już od dawna. Do kin wchodzą Legiony i Piłsudski, w których roi się od polskich gwiazd i gwiazdeczek, a budżety, choć w skali świata niezbyt porażające, to w skali polskiej robią jednak wrażenie. Wybuchy, walka, miłości i intrygi. Wszystko osadzone w historycznych realiach i podane widzom w rok po obchodach stulecia odzyskania niepodległości. Jest w czym wybierać i chyba dobrze. Tak więc skąd tyle szumu i pytań? Skąd dziwne komentarze, zbliżające się momentami do konstatacji, że polska filmografia sięga wspomnianymi filmami bruku. Spójrzmy więc na temat filmów historycznych. Dlaczego warto je produkować? Może kogoś to zdziwi, ale argumentów „za” jest naprawdę wiele.

Filmy historyczne? To nie jest nic złego!

Chyba najprostszy z argumentów, który musi się jednak pojawić już na samym początku. Z założenia film historyczny powinien spełniać podstawową funkcję wszystkich innych filmów i dzieł sztuki – bawić widza. Tak więc z zasady nie powinien różnić się niczym od wszystkich innych produkcji, które goszczą na ekranach naszych kin i telewizorów. Na logikę więc, co jest złego w tym, że ktoś daje pieniądze na stworzenie filmu historycznego zamiast kolejnej komedii? Kwestia jakości takich produkcji to już temat na całkowicie inny tekst, ale krótko: tak samo jak może powstać kolejny Poranek Kojota czy Kac Wawa, tak samo można nakręcić Ogniem i mieczem i Bitwę Warszawską. Jakości filmu to sprawa dyskusyjna, ale czy można komuś odmawiać prawa do tworzenia? Wszystko przecież szybko zweryfikują widzowie.

Filmy historyczne to robienie wody z mózgu.

W odniesieniu do produkcji filmów historycznych często słyszę, że to zwykłe robienie wody z mózgu. No i od razu zapala mi się lampka? Ale jak? Dlaczego? Filmy historyczne w założeniu powinny mówić prawdę, bo jednak oparte są w końcu na jakiś faktach. Oczywiście nie miejcie mnie za idiotę, bo dokładnie wiem, jak gładko można historię wyginać, naciągać i dostosowywać do potrzeb i zamiarów. Tylko jak inaczej mamy pokazać wczoraj, na którym opiera się nasze dzisiaj? Dla jednych Pokłosie to „szczera prawda oparta na faktach autentycznych”, a dla drugich „stek lewicowych kłamstw”. Nie będę roztrząsał teraz kto ma rację, ale czy w przypadku powstania „prawicowej” odpowiedzi, opinie na temat tego filmu, by się radykalnie nie odwróciły? Pewnie tak i powiem Wam, że dobrze! Bo, cytując klasyka, warto rozmawiać. Historia ma wiele odcieni i to ten kto jest narratorem wybiera jeden z nich. W ten oto sposób płynnie przechodzimy do kolejnych zarzutów, które wychodzą z ust niektórych filmoznawców/filmofili/filmologów? No tych, którzy uważają, że na filmach znają się jak Kałużyński z Raczkiem razem wzięci, politykę mają w jednym paluszku, a już na pewno na wszystkim znają się lepiej niż ktokolwiek inny.

Filmy historyczne nie robią z nas drugiej Rosji!

Z takimi argumentami również się spotykam. I odpowiem na nie w tym samym stylu, bo z głupia: co ma piernik do wiatraka? Czy o Amerykanach, którzy rokrocznie produkują pewnie setki filmów o podłożu historycznym, równie szybko powiedzieliście, że się putinizują? Szeregowiec Ryan, Helikopter w ogniu? Won z tym badziewiem! Kompania braci? Do kosza z tą ściemą! I jeszcze ta amerykańska flaga! Zawsze powiewająca, taka wielka i mówiąca, że z nami nie warto zadzierać. Toż to czysty szowinizm! Ba, faszyzm! No bo przecież o to w tym argumencie chodziło? Wspomniałem już o Pokłosiu, które raczej nie wpisuje się w narrację historyczną obecnej władzy. Czy filmy, które mają sławić odzyskanie niepodległości nie mogą po prostu tego robić? Co by nie mówić, tak było. W 1918 roku odzyskaliśmy niepodległość. Jakbyście się nie chcieli zgodzić, to nie możecie temu zaprzeczyć.

Bo robią je inni

Po prostu. Nie róbmy ich dlatego żeby kogokolwiek małpować, ale by mieć gotową odpowiedź na przekaz, serwowany nam przez inny kraj. Całkiem oczywiste twierdzenie, ale jakoś niektórzy nie chcą go wziąć pod uwagę. Dzisiejsza polityka i budowanie wizerunku kraju to również szeroko pojęta kultura. Jak na przykład mielibyśmy odpowiedzieć na film o działaniach ekspropriacyjnych ukraińskich powstańców z czasów dwudziestolecia międzywojennego?

Oficjalny zwiastun ukraińskiego filmu EKS

Już sama zapowiedź wskazuje, że narracja będzie prowadzona dość jednostronnie. Czy jako przeciwwagę do filmu mamy przedstawić pogłębioną analizę bibliograficzną? Ile młodych osób sięgnęłoby po wszystkie pozycje historyczne, a potem stwierdziłoby: „No tak, faktycznie, byłem w błędzie. Przepraszam i czy macie może inny, równie ciekawy, sześciuset stronicowy wolumen niezbędny do poszerzenia wiedzy?”. No chyba niewielu moim zdaniem. Swoją drogą, do tej pory na Ukrainie wielu mieszkańców postrzega Polaków przez pryzmat dzielnych czołgistów Rudego, czy walecznego Wołodyjowskiego. Następców niestety brakuje.

I tak już na koniec. Jakiś czas temu udało mi się stworzyć listę najlepszych polskich filmów i seriali historycznych, które możecie znaleźć poniżej:

Polskie seriale historyczne, które warto zobaczyć.

Książki z klimatem dwudziestolecia międzywojennego.

Miłego czytania i oglądania.

Serwus!